Four Seasons - Cztery pory roku
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.


Esencja życia i młodości. Przeżyj jeszcze raz wszystkie młodzieńcze przygody
 
IndeksSzukajLatest imagesRejestracjaZaloguj

 

 Chomiki nie kłamią, nigdy

Go down 
AutorWiadomość
Panda
Chochlik
Panda


Posty : 23

Chomiki nie kłamią, nigdy Empty
PisanieTemat: Chomiki nie kłamią, nigdy   Chomiki nie kłamią, nigdy Icon_minitime29/5/2016, 15:29




She’s the apple of everybody’s eye,
With an angel voice, devil in disguise.




------------------------------------------------------------------
------------------------------------------------------------------
mirei x shionoya x 16 lat x lato x chochlik
córkozwierz cwanej bestii jelońskiej
------------------------------------------------------------------
------------------------------------------------------------------

Biegające dziwadło, które lepiej omijać szerokim łukiem, bo choć liche 45 kg wagi nie może was staranować, to uwierzcie, że nie chcecie by stanęła wam na drodze. 150 cm czystego zła będące takim odłamkiem społeczeństwa, którego nie wpuściliby nawet do piekła w obawie przed zaburzeniem porządku. Ciężko uwierzyć, że w ledwie 16 letnim ciele mieści się tyle złośliwości, sprzeczności i chęci przejęcia władzy nad całym światem oraz psotliwości, figlarności i chęci siania zamętu wszędzie tam, gdzie jest pojawi. Żywy dowód na to, że gremliny to nie tylko wytwór wyobraźni, ale coś, co istnieje naprawdę i przyczepia się do innych jak rzep do psiego ogona i za cholerę nie chce puścić, nawet przy użyciu niewerbalnych środków bezpośredniego przekazu. Istna mieszanka wybuchowa wszystkiego tego, co może wkurzać i doprowadzać do obłędu, czerwonej gorączki oraz martwicy mózgu. Miś tylko z nazwy, bo charakterkiem bliżej jej do leniwej pandy groźnego grizzly, niż przytulanki. Niektórzy nazywają to stanem przejściowym, inni zaś traktują ją jako książkowy przykład tsundere - błogosławieni ci, którzy nie widzieli, a uwierzyli. W rzeczywistości wcale nie nazywa każdego per "baka" i nie reaguje rumieńcami na każdy przejaw zainteresowania jej osobą i próbę kontaktu cielesnego, o nie. Ma bardziej wyrachowane sposoby, jak kopanie w piszczel, gryzienie po łapach i wtykanie palców w oczy wszystkich niewiernych, którzy ośmielili się naruszyć jej przestrzeń osobistą. Żeby było śmieszniej, nie działa to w drugą stronę i jeśli już upatrzy sobie ofiarę, to z chorą przyjemnością będzie ją gnębić i dręczyć swoim jestestwem, nierzadko przekraczając przy tym granice upierdliwości. Nie jest poważna, no chyba, że w żartach, kompletnie nie orientuje się w nastroju chwili i bardzo często nie potrafi zachować się odpowiednio do zaistniałej sytuacji. Niedojrzała, kapryśna i narzekająca na wszystko, co się rusza, ma w szerokim poważaniu wszelkie zakazy i nakazy, bo już dawno opracowała swój własny kodeks moralny i system wartości i to nimi się kieruje w życiu. Zasada numer jeden - działać na nerwy każdemu, kto się napatoczy. Zasada numer dwa - nie dzielić się ostatnim kawałkiem pizzy, nigdy, no chyba że w zamian oferują coś naprawdę W-I-E-L-K-I-E-G-O. Zasada numer trzy - jeśli ktoś nie jest bezbezkiem, to można z nim śmiało kraść bieliznę, a nawet zaproponować podexpienie. Na nieszczęście dla tych, którzy mają z nią do czynienia, potrafi wypowiedzieć więcej słów, niż przeciętny hejter i śmieszek orzeszek, dla którego op to pedał i mitoman. Najbardziej nie lubi frytek bez keczupu i atencyjnych loszek, ale za to uwielbia wyciągać od takich nudleski z fejkowych kont na portalach społecznościowych. Ma ich kilka i na każdym podrywa po kilka dziuń, więc uważajcie, żeby kiedyś nie padło na was, tym bardziej, że już ma trochę fajnych jpgów z softami (i nie tylko, hehe) swoich koleżanek ze szkoły. Kolegów też, ale do tego przyznaje się tylko tym najbardziej-najbardziej zaufanym. Za to nikomu nie przyznaje się, że poza lurkowaniem śmiesznych stronek i oglądaniem pand, kotów i przeróbek z papieżem, spędza sporo czasu rysując. Jest to jej największy na świecie sekret i przed całym światem ukrywa fakt, że niektóre mangi na sklepowych półkach są jej autorstwa. Nikt nie wie, że Dai Kirai, najnowszy nabytek tokijskiego wydawnictwa mang, autor kilku perełek z gatunku horror/fantasy to tak naprawdę ona - nawet jej edytor, bo na każde ich spotkanie przychodzi w pełnym przebraniu. Sprawę choć trochę ułatwia fakt, że nie musi mieć bezpośredniego kontaktu ze swoimi przełożonymi ze względu na ich siedzibę w Tokio, a tak długo jak nie nalegają na spotkanie z fanami, tak długo żyje sobie beztrosko, uprzykrzając innym życie, doprowadzając swoich współpracowników do szewskiej pasji i zarywając co poniektóre noce, bo deadline. A potem łazi taka po szkole niczym zombie, snując się korytarzami i burkając coś pod nosem, że jeść, że spać, że może by tak pierdzielnąć to wszystko i skoczyć z Bieszczad. Te chwile, gdy łączy się w bólu istnienia z Schopenhauerem są jedyne, kiedy inni mogą od niej tak naprawdę odpocząć, chociaż na moment. Warto te chwile zapamiętywać, bo to istny balsam na rany, które przy najbliższej okazji zostaną przez nią obsypane solą na przypomnienie, że zabawa jeszcze się nie skończyła. Niemniej, mimo nieprzesypiania kilku nocy w miesiącu, stara się nie opuszczać szkoły i sumiennie uczęszcza na większość lekcji. Może to dziwić, może nie, ale jest jednak dość ambitną bestyją i łaknie wiedzy tak, jak spragniony łaknie wody, jak cygan gruzu, jak politycy naszych pieniędzy. I chociaż bliżej jej do umysłu ścisłego, niż humanisty, to ciężko ją nazwać głupkiem, gdy przychodzi co do czego, ponieważ tak naprawdę nie lubi odstawać i interesuje się wszystkim po trochę. Matematyka, fizyka, chemia, biologia i informatyka to zdecydowanie najłatwiej przyswalajne przez nią przedmioty, zupełnie jak gdyby w domu nie robiła nic innego, tylko się ich uczyła i to kilka tematów do przodu. Nic bardziej mylnego. Dla własnego dobra też lepiej nie pytać jej o jakąkolwiek pomoc, bo skończycie głupsi niż zanim zaczęliście z nią naukę - w końcu to zabawne mieszać w głowie niewinnego, korzystając z jego niewiedzy na dany temat. Jeśli chodzi o geografię, literaturę czy język japoński, to nie wyróżnia się zbytnio, ot typowy random, który coś umie i robi swoje, za to co się tyczy angielskiego, historii, wosu i edb... no nie, nie ma do tego talentu i tyle. Skujcie ją kajdanami i oblewajcie lodowatą wodą, zmuszając do nauki, a i tak będzie się z tym męczyć i błagać o litość, bo łatwiej jej pojąć fizykę kwantową niż zapamiętać daty wojen, polityczne dyrdymały czy fakt, że w języku angielskim występuje literka „l” jak lodówka, a nie „r” jak Rasputin. Warto też wspomnieć o wfie, który jest jej piętą achillesową głównie dlatego, że Mirei nienawidzi się męczyć i zazwyczaj wymiguje się od wszelkiego przejawu wysiłku tanimi sztuczkami. Jest jeszcze plastyka, która teoretycznie powinna być jej numerem jeden i na której powinna błyszczeć niczym gwiazda tak, by inny opalali się w jej blasku, jednak w praktyce wychodzi coś kompletnie innego – skrzętnie bowiem udaje, że szczytem jej możliwości malarskich jest nabazgranie fallusa na kartce nieuważnego kolegi oraz patyczakowi ludzie, zwierzęta i drzewa. Botticelli płakał jak oglądał te bohomazy, chociaż... chyba bardziej płakał widząc jej fryzurę, bo to co Mirei ma na głowie nie jest nawet artystycznym nieładem. To zazwyczaj na szybko uwiązane zaraz po obudzeniu się kłaki, które w ciągu dnia mechacą się jeszcze bardziej i wyglądają jak gniazdo orła. Ich stan tłumaczony jest tym, że taka już ich natura i zaraz po wyczesaniu same z siebie wracają do tego stanu, więc po co tracić czas na zabawy z szczotką i frotką, skoro w tym czasie można zjeść dwa śniadania pod rząd. Niechęć do tego tym większa, że są długie i gęste, sięgając za tyłek na domiar złego falują i łatwiej byłoby poskromić dzikiego tygrysa (albo wmówić weganowi, że jedzenie od zwierzątek jest oki) niż je okiełznać. O dziwo jednak nie są zaniedbane, wręcz przeciwnie - zdrowe i lśniące, mięciutkie w dotyku tak bardzo, że nic tylko by je dotykać i głaskać. Kolor niesprecyzowany, bo po nieudanej samodzielnej próbie zrobienia z naturalnego brązu blondu wyszło coś, co najłatwiej nazwać szaro koperkowym różem, ewentualnie rozjaśnionym brudnym kasztanem. W słońcu ujawniają się w nich jakieś rudawe refleksy, podobnie jak od słońca śladowa ilość bladych piegów na nosie i policzkach staje się bardziej widoczna. Niebieskie oczy ma po matce, która jest mieszanką wedlowską azjatycko-europejką, po ojcu zaś iskierki i ogniki tańczące w nich salsę. Tęczówki naznaczone są ciemniejszymi i jaśniejszymi łatkami, o granatowych obwódkach, by wyraźnie oddzielić je od białka. Od białka, a w zasadzie bieli twarzy, oddzielają się także jej malinowe usta, na których goszczący uśmiech nigdy nie przejawia czegoś dobrego - zresztą nic nie przejawia dobra, jeśli chodzi o Mirei, nawet gdyby krzyczała „nie mam złych intencji”. Niby taka mała i taka filigranowa, zupełnie jak laleczka, a jednak okazuje się lalką z piekła rodem, żeńską i mniej krwiożerczą wersją Chuckiego, zamiast elegancką lalą z porcelany. Figura bliższa dziecięcej niż kobiecej, chociaż jest sukces, oto bowiem biodra zaczynają jej się zaokrąglać i pod koszulką zaczyna coś rosnąć. W swoim znikomego istnienia sercu wierzy, że do końca szkoły podrośnie też kilka centymetrów, bo ma dość ginięcia w tłumie i bycia braną za ucznia podstawówki, tym bardziej, że nigdy nie ośmieli się na ubranie szpilek. Jest modowym bezguściem, które przeglądając tumblra zastanawia się, gdzie ci ludzie podziali swoją godność i rozum człowieka, że zakładają takie rzeczy. Wielka fanka trampek i innego lekkiego obuwia, w którym łatwo się za kimś biegnie lub przed kimś ucieka, a także spodni - długich, krótkich, bez znaczenia, byleby jeansowych. Spódniczki nosi tylko odświętnie i w szkole, podobnie zresztą jak koszule i marynarki, których szczerze nienawidzi, bo czuje się w nich jak serdelek w puszczce. Koszulki z śmiesznymi nadrukami są jej bratnimi duszami, a kigurumi z pandą albo innym misiem to jej podstawowy ubiór w domu. Na szczęście w swoich czterech ścianach może paradować w czym chce, bo gdyby matka widziała, to byłby płacz, smutek i lament, a po wszystkim kokoro brokoro. No ale jak to się mówi: „czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal” i tym sposobem spotkać Mirei-pandę można nawet w sklepie, próbującą dosięgnąć do najwyższej półki, by ściągnąć swoje ukochane płatki cynamonowe. I wywracającą zakupy przypadkowym ludziom, bo hurr durr uważaj jak łazisz.
A jeśli ktoś ma ochotę na frytki... to proszę bardzo. Obrane ze skórki, wyoczkowane ziemniaki kroimy na długie frytki o grubości 1 cm, zalewamy w misce zimną wodą i odstawiamy do lodówki na min. 1 godzinę. Dzięki moczeniu i chłodzeniu ziemniaki podczas smażenia nie będą się sklejać i zachowają chrupkość, więc to jest osom i warto zapamiętać ten protip. W frytkownicy, garnku o grubym dnie lub na patelni rozgrzewamy olej do temperatury 160 °C. (smażąc bez frytkownicy lub termometru kuchennego, stawiamy garnek lub patelnię na największym palniku ustawionym na połowę mocy, a do rozgrzanego oleju wrzucamy testowo jedną frytkę, która natychmiast powinna intensywnie zacząć się smażyć). Frytki dokładnie osuszamy papierowymi ręcznikami lub serwetkami, żeby mokrych nie wrzucać do oleju. Smażymy je partiami, obracając od czasu do czasu, każdą partię smażąc przez 3-4 minuty, aż pokryją się delikatną, obsmażoną na jasny kolor skórką, jednocześnie pozostając miękkimi w środku. Warto wiedzieć, że wstępne obsmażenie frytek zwiększa ich chrupkość i zapobiega pochłanianiu dodatkowej ilości oleju podczas smażenia! Usmażone frytki odcedzamy i odciskamy nadmiar tłuszczu na papierowych ręcznikach, bo nikt nie lubi posmaku oleju. Można odczekać aż odrobinę przestygną i ponownie smażyć lub przełożyć do lodówki czy nawet zamrozić w celu późniejszego wykorzystania, co kto woli. Jeśli decydujemy się smażyć dalej, to zwiększamy temperaturę oleju do 190 °C (pełna moc palnika) i ponownie smażymy frytki przez 2-4 minuty, od czasu do czasu obracając, aż uzyskają złocisto-brązowy kolor. No i znowu usmażone frytki odcedzamy i odciskamy nadmiar tłuszczu. Voila~ Podawać od razu, z dodatkiem keczupu, majonezu, musztardy albo kwaśnej śmietany. Smacznego! Udławcie się. ♡ ~(︶▽︶*)

They all say she’s got low self-esteem, 
So, why is she looking like a cat who got the cream?






Spoiler:
Powrót do góry Go down
Guest
Gość
avatar



Chomiki nie kłamią, nigdy Empty
PisanieTemat: Re: Chomiki nie kłamią, nigdy   Chomiki nie kłamią, nigdy Icon_minitime29/5/2016, 20:00

Chomiki nie kłamią, nigdy 1w6Dlvd

PS: Kocham tę kp *^*
Powrót do góry Go down
 
Chomiki nie kłamią, nigdy
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Four Seasons - Cztery pory roku :: Zaakceptowane Karty Postaci-
Skocz do: